Bar Persony, Miejsca

Be pART of ART – rozmowa z Krzysztofem Ciemierą o sztuce, koktajlach i sile wspólnoty


Pod koniec października 2024 roku, drzwi katowickiego baru ART otworzyły się po raz pierwszy. W przeciągu zaledwie roku lokal prowadzony przez Monikę Kaźmierczak i Krzysztofa Ciemierę zdążył rozruszać śląską scenę miksologiczną, zdobywając uznanie nie tylko w Polsce, ale i za granicą. O pasji, wyzwaniach, przenikaniu się świata koktajlowego z artystycznym i o sile zespołu, rozmawiam z Krzysztofem.

Jak będziesz wspominać pierwszy rok działalności ARTu?

Pierwszy rok to zawsze jest małe szaleństwo, pełne skrajnych emocji – od stresu przy otwarciu po ogromną satysfakcję. Najważniejsze było przede wszystkim wystartować na czas. Budowa, aranżacja i remonty potrafią się ciągnąć miesiącami i często opóźniać, a bardzo chcieliśmy ——- w wyznaczonym terminie. Nie miałem określonych wielkich planów, ale raczej wizję — chciałem stworzyć miejsce, w którym pokażę Katowice od innej strony zarówno stałym, lokalnym gościom, jak i tym zza granicy.

Skąd pomysł na nazwę i charakter miejsca?


Zaczęło się od słowa ART, które w prosty sposób opisuje, wszystko, co tu robimy, a jednocześnie dawało szerokie pole do działania. Jest jednocześnie proste, ale bardzo pojemne. Katowice to też miejsce pełne artystów, murali, wydarzeń kulturalnych — chcieliśmy nawiązać do tego świata i włączyć do niego nasz lokal. Zauważyliśmy też, że ART, to sztuka, która nas otacza w codziennych słowach — bartender czy heart. To łączyło się w spójną całość, która napędzała nas do stworzenia miejsca z sercem i artystyczną duszą.

foto. ART/Adrian Pytlik

Wasze wnętrze to małe dzieło sztuki. Jak udało się połączyć artystyczną część z jego funkcjonalnością i marketingowym wizerunkiem — żeby bar nie tylko zachwycał, ale opowiadał historię?

Od początku wiedziałem, że wnętrze nie może być tylko ładnie. W gastronomii bardzo łatwo stworzyć piękne miejsce, ale jeśli nie da się w takim miejscu płynnie pracować, to cała magia pryska po pierwszym serwisie. Dlatego współpracując z biurem projektowym, jasno zaznaczałem, że design musi być podporządkowany pracy za barem, a jednocześnie zgodny z naszą wizją — jak na przykład otwarta stacja barmańska.

Równocześnie chcieliśmy, żeby to miejsce opowiadało historię — nie tylko naszą, ale miasta i ludzi, którzy tu przychodzą. Dlatego jeszcze przed otwarciem zaplanowaliśmy marketing, który pozwoli stać się naszym gościom częścią art. I tak, mamy tapicerkę z jeansu, która powstała ze spodni przyniesionych przez mieszkańców Katowic, a ściany zdobią obrazy lokalnych artystów. To miejsce oddycha i żyje. Zmienia się i inspiruje. Właśnie ta autentyczność stała się naszym najlepszym marketingiem.

foto. ART/Adrian Pytlik

Otwarcie i pierwszy serwis — pamiętasz ten dzień?

Doskonale pamiętam, jak to miejsce zmieniło się i ożyło, gdy weszli pierwsi goście. Wiesz, spędzasz gdzieś mnóstwo czasu, przyzwyczajasz się do wystroju i szukasz, co i gdzie poprawić. Jednak w momencie, gdy zgasły wszystkie światła, popłynęła muzyka, a lokal zapełnił się ludźmi, aż fizycznie poczułem inny świat. Poczuliśmy wtedy z całym zespołem, że razem z gośćmi będziemy tworzyć wyjątkową atmosferę tego miejsca.

Te emocje przełożyły się na serwis. Często wkrada się stres przed pierwszym dniem: zakładasz, że popełnisz błędy i przez jakiś czas będzie trzeba nad nimi pracować. U nas klimat i fakt, że z większością załogi tworzyliśmy to miejsce od kilku miesięcy, sprawiły, że wszystko poszło gładko.

Często wspominasz o zespole. Jak dobierałeś ludzi?


To była bardzo świadoma selekcja. Wiedziałem, z kim chcę pracować – nie tylko z dobrymi barmanami, ale ludźmi z pasją i luzem. Dlatego jeszcze przed otwarciem miałem zbudowany silny trzon z osób, które znałem wcześniej. W ART nie udajemy – nasz luz, uśmiech i zapał są autentyczne. To są cechy, które trzeba mieć w sobie, nie da się tego nauczyć.

foto. ART/Adrian Pytlik

Sztuka jest dla was ważna nie tylko w nazwie. Jak przenika do codzienności baru?

Mocno. To nie tylko wystrój, ale i sposób myślenia. Uważamy, że w każdym z nas jest artysta, a sztuka to dla nas wolność — w koktajlach, w podejściu do ludzi i komunikacji.

Nasza karta, to inny rodzaj sztuki, do której inspiracje czerpaliśmy z codzienności, która nas otacza – od muzyki, przez modę, po architekturę. Chcemy, żeby to codzienne piękno było częścią historii, którą piszemy z naszymi gośćmi.

Patrząc na ten rok i to, co udało się osiągnąć — czujesz, że ART odniósł sukces?

Nie postrzegam tego w ten sposób. W tych czasach sukcesem jest czasem po prostu utrzymać bar kolejny miesiąc. Jasne, że jest nam bardzo miło, jak ktoś wraca i mówi, że robimy super robotę. Jesteśmy za to wdzięczni, ale pracujemy dalej i nie mierzymy tego w kategorii sukcesu. Jeśli już, to możemy mówić o miłych zaskoczeniach.

foto. ART/Adrian Pytlik

To skoro o niespodziankach mowa — która z nich była największym zaskoczeniem?

Z pewnością moment, gdy Danil Nevsky wymienił nas wśród ośmiu barów na świecie, które chce odwiedzić w 2025 roku. Zobaczenie Katowic obok Rzymu czy Melbourne – to było coś niezwykłego. Takie momenty jeszcze bardziej napędzają nas do działania.

Projekt „Be pART of ART” — skąd się wziął?

To nasz autorski format gościnnych zmian. Nie chcieliśmy tych wydarzeń nazywać po prostu “guest shiftami”, ale chcieliśmy stworzyć swoją nazwę. „Be pART of ART” pasowało idealnie. Przyjeżdżają do nas barmani z całej Europy, a my przedstawiamy ich jako dzieła sztuki — dosłownie, bo przedstawiamy ich w formie przerobionych, ożywionych obrazów. Wyszło świetnie. Dla nas to też coś więcej niż event – to sposób budowania wspólnoty barmańskiej z ludźmi zza granicy.

foto. ART/Adrian Pytlik

Edukacja to silny element waszej działalności. Jak to wygląda w praktyce?

Każde wydarzenie „Be pART of ART” zawiera masterclass, który jest kierowany nie tylko do naszego zespołu, ale każdego barmana. Przyjeżdżają uczestnicy z całej Polski – od Trójmiasta po Śląsk. Dzielimy się wiedzą, inspiracjami i technikami, a ważnym elementem są też konkursy.

Nie zmuszam nikogo z zespołu do udziału — zachęcam, ale bez presji. Każdy musi czuć, że jest gotowy, bo start w zawodach, bo to też masa stresu. Jednocześnie, to niezwykle wartościowy element rozwoju – wymaga solidnego przygotowania i pozwala naprawdę podnieść swoje umiejętności.

Jak dziś w 2025, prowadzi się bar od strony formalnej?

Nie jest łatwo, bo koszty rosną, a w gastronomii bardzo wyraźna jest sezonowość. W Katowicach szczególnie to widać w sezonie letnim – ludzie wybierają ogródki, plaże i festiwale. Trzeba planować z wyprzedzeniem i bardzo elastycznie podchodzić do działania. Dlatego uczymy się adaptacji – organizujemy wydarzenia, współprace, łącząc sztukę z gastronomią.

foto. ART/Adrian Pytlik

Co Tobie osobiście dał pierwszy rok prowadzenia lokalu? Czego się nauczyłeś?

Z pewnością nową energię i… kilka siwych włosów (śmiech). Poznałem mnóstwo inspirujących osób z Polski i zza granicy. Na pewno ART sprawił, że na nowo odkryłem radość z tworzenia nowych koktajli, a prowadzenie własnego baru nauczyło mnie, że bar to nie tylko miejsce pracy – to społeczność, która potrafi tworzyć wyjątkową atmosferę.

Najważniejsze cele na kolejne 365 dni?

Chciałbym utrzymać poziom, który osiągnęliśmy, nadal czerpać inspirację i rozwijać współpracę z barami w Polsce i Europie. Na pewno zależy mi, żeby ART pozostał miejscem, o którym mówi się z uśmiechem – zarówno w kraju, jak i za granicą. Jestem pewien, że Katowice będą dalej miejscem, gdzie sztuka i gościnność idą w parze, a przede wszystkim życzę nam, byśmy nigdy nie utracili radości z tego, co robimy.

foto. ART/Adrian Pytlik

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *